Dott. Iwona Sobiecka

Dott. Iwona Sobiecka traduttrice giurata di lingua polacca iscritta all'Albo C.T.U. del Tribunale di Firenze

Che cosa dice delle traduzioni Ryszard Kapuściński, celebre scrittore e giornalista polacco

Co mówi na temat tłumaczeń Ryszard Kapuściński, sławny pisarz i dziennikarz polski.

<< Przekładając tekst, otwieramy Innym nowy świat, tłumaczymy go, a tłumacząc – przybliżamy, pozwalamy w nim przebywać, uczynić go cząstką naszego osobistego doświadczenia

Kiedy otrzymałem propozycję przygotowania i wygłoszenia tego wykładu, ogarnęły mnie wątpliwości i obawy. Nie jestem bowiem zawodowym tłumaczem i nie mam w tej dziedzinie ani doświadczenia, ani dorobku. Nie jestem również badaczem ani teoretykiem literatury czy znawcą bogatej i złożonej sztuki przekładu.

Jeżeli jednak ośmielam się wystąpić tu przed Państwem, to aby powiedzieć, że jesteśmy w tej chwili, w tej właśnie chwili, świadkami narodzin nowej roli i nowego miejsca tłumaczki i tłumacza w świecie, w kulturze i w literaturze współczesnej. Być może nie zawsze to jeszcze dostrzegamy i odczuwamy, ale moment jest istotny i zasługuje na uwagę.

Tradycyjnie, miejsce tłumacza w hierarchii literackiej było odległe, a tłumacze często – nieznani, ich nazwiska pomijane lub ograniczone do inicjałów czy zastępowane pseudonimami. Poza wyjątkami niewiele albo nic nie wiemy o tych, którzy – tłumacząc – przechowali dla nas wielki dorobek literatury starożytnej, a później – średniowiecznej, czy przyswoili nam bogate dziedzictwo literatur pozaeuropejskich. 

Ba, pamiętamy przecież książki drukowane w XIX, a nawet i XX wieku, w których nie można znaleźć nazwiska tłumaczki czy tłumacza, a nie chodzi tu wcale o literaturę bulwarową czy jarmarczną, lecz ważne pozycje literackie czy naukowe.

Ten stan zaczął zmieniać się na lepsze w ostatnich dekadach minionego stulecia, a już w końcowych latach XX wieku zaczyna ulegać radykalnej i pomyślnej zmianie w rezultacie kilku występujących jednocześnie czynników:

•  po pierwsze – kończy się zimna wojna, która na pół wieku zamroziła sytuację na świecie, utrudniając albo nawet uniemożliwiając stosunki między krajami i kulturami, w tym – między językami. Otóż po jej zakończeniu świat stał się bardziej otwarty, bardziej demokratyczny. Zwiększyła się szansa wzajemnego zbliżenia i poznania, dialogu, rozmowy, wymiany zdań i opinii. Wszyscy jednak szybko zorientowali się, że ta szansa nie będzie wykorzystana bez obecności i pośrednictwa kogoś, kto przetłumaczy słowa i myśli jednego języka na drugi, inny – a więc bez tłumaczy. Obecność tłumacza, tj. kogoś, kto przełoży czy to rozmowę, czy też tekst, staje się warunkiem istnienia i współżycia wspólnoty ludzkiej – rodziny człowieczej;

•  drugi czynnik – otóż to wspomniane wyżej nowe otwarcie świata pozwoliło lepiej zobaczyć i odczuć jego różnorodność i złożoność, a zwłaszcza – jego wielokulturowość (a tym samym i wielojęzyczność). Oczywiście od dawna, od czasów biblijnych, od czasów wieży Babel, wiedziano o tym i borykano się z tym problemem, ale teraz, u schyłku XX wieku, rodzi się świadomość powszechna, świadomość planetarna tej wielokulturowości i wielojęzyczności rodzaju ludzkiego.

Dane są oszałamiające – na początku XX wieku mieliśmy ponad sześć tysięcy języków na świecie, ponad dwa tysiące w samej tylko Afryce, gdzie każde plemię, a często i pojedyncze wioski mówią odrębnym językiem. Dlaczego? Dlaczego jedna i ta sama rzecz, np. drzewo, mają dziesiątki, nawet setkę różnych nazw – od wielu już lat zastanawiają się językoznawcy.

To zdumiewające pomieszanie języków nie jest jednak – według Biblii – symbolem bogactwa wyobraźni człowieka, lecz zesłaną na niego karą, rodzajem uwięzienia, które go izoluje i ogranicza. Ów stan oddzielenia i odosobnienia przeżywają nie tylko poszczególni ludzie, ale znajdują się w nim całe społeczności i narody mówiące różnymi językami. A ta niemożność, ten brak komunikacji, ma swoje skutki nie tylko natury lingwistycznej, ale i psychologicznej, a często i politycznej. Wystarczy, że ktoś nie zna mojego języka, a już uważam go za gorszego, niższego, godnego pogardy. Tak właśnie było w starożytnej Grecji. Dla ówczesnego Greka ktoś, kto nie mówił jego językiem, był – barbaros, tzn. kimś, kto wydawał niezrozumiały bełkot, bredził jak szaleniec. A szaleniec może być groźny, agresywny.

Oto jak nieznajomość języka może stać się źródłem lęku, strachu, wrogości, a w następstwie – wręcz wojny. Ileż zresztą w historii było konfliktów i wojen językowych, ileż tragedii, ofiar i zniszczeń! Ale i odwrotnie – znać język Innego to szansa, aby się z nim porozumieć, nawiązać rozmowę, dialog i współpracę.